Waldemar W. prowadził kantor wymiany walut przy ul. Słowackiego w Krośnie. Wcześniej do spółki z byłym właścicielem, później przejął interes na własność. Kantor czynny był codziennie od 8 do 17, a w soboty od 8 do 13. Do pracy przyjeżdżał przeważnie swoim zielonym fiatem 126 p, często przy otwieraniu kantoru towarzyszył mu jeden z członków rodziny. Obiekt był chroniony elektronicznie. Można było wejść do niego po wyłączeniu alarmu. Szyfr wyłączający znał jedynie właściciel.
Chciał rozmienić 100 zł
W poniedziałkowy poranek, 19 kwietnia 1999 r., panowała fatalna pogoda, mocno padał deszcz, było zimno, wiał wiatr. Prawdopodobnie ok. godz. 7:35 - 7:40 do kantoru wszedł kierowca dostawczego samochodu, który przywiózł towar do pobliskiego sklepu spożywczego i przyszedł rozmienić 100-złotowy banknot. Przez okienko zauważył leżącego w drugim pomieszczeniu mężczyznę.
W kwietniu w kantorze pracował młody mieszkaniec gminy Jedlicze. 19 kwietnia pod kantorem był o 7:42 i jak zeznał, był zaskoczony, że szef jest tak wcześnie. Drzwi wejściowe były otwarte, a przy okienku stali dwaj mężczyźni (kierowca, który chciał rozmienić pieniądze i pracownik pobliskiego urzędu), którzy zaglądali do drugiego pomieszczenia. Zaglądnął i on. Zobaczył Waldemara W. leżącego za ladą na podłodze. Poszedł do pobliskiego banku, skąd wezwano pogotowie i policję. O godzinie 8:15 pracownik poinformował o zabójstwie żonę W. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia stwierdził zgon.
Pracę rozpoczęła grupa operacyjno-dochodzeniowa pod nadzorem prokuratora. Na miejscu zabójstwa zabezpieczono jedną łuskę na dolnej półce lady. Komputer w pomieszczeniu był już włączony. W kubkach była nasypana kawa i w czajniku nastawiona woda. Waldemar W. wyjechał z domu o 7:15. i po chwili był już w kantorze, bo system alarmowy został rozbrojony. W ciągu następnych kilku minut musiało dojść do zabójstwa, bo między 7:35 a 7:40 został znaleziony martwy.
Pracowity weekend
Jak wynika z ustaleń śledztwa, na godzinę 7:30 umówiony był na wymianę większej ilości koron słowackich. Jeden ze świadków zeznał, że przez weekend prowadzony był skup dużej ilości koron. Między innymi w sobotę, 17 kwietnia, po południu w kantorze przy ul. Słowackiego było dwóch Słowaków volkswagenem passatem kombi. Tego dnia Waldemar W. wraz ze znajomym był również w Dynowie, gdzie dokonał transakcji z mieszkańcem Przemyśla, a w niedzielę był z tym samym mężczyzną w Gorlicach, gdzie zakupił ok. 1 mln koron słowackich.
Przypuszcza się, że łupem mordercy padło ok. 1 mln koron słowackich i większa ilość gotówki w różnych walutach. W śledztwie przyjęto, że mogła to być równowartość ok. 200 tys. zł. Pieniądze były w damskiej srebrnej kosmetyczce i reklamówce. Zginął również telefon komórkowy.
Znał dobrze zabójcę?
Waldemar W., co podkreśli świadkowie, był człowiekiem ostrożnym. Sprawcę musiał dobrze znać i mu ufać, inaczej nie wpuściłby go do drugiego pomieszczenia. Można było je otworzyć jednie od wewnątrz. Świadczy również o tym fakt, że gdyby była to osoba nieznana, na pewno nie przyjechałby tak wcześnie rano.
- Musiała być to osoba bardzo dobrze mu znana- stwierdził w czasie przesłuchania jeden z właścicieli kantoru. Wiele transakcji prowadził ze Słowakami. Niejednokrotnie były one uzgadniane telefonicznie.

Słowackie ślady
Od samego początku jednym z najpoważniejszych wątków był ten, że w zbrodnię zamieszani są obywatele Słowacji. W niedzielę, 18 kwietnia, po godzinie 20 zadzwonił do W. do domu mężczyzna o imieniu J. z Humennego. Jak udało się ustalić, umówili się na transakcję następnego dnia rano. Z bilingów wynikało, że rozmowa trwała około 20 sekund. Wynikało z tej rozmowy, że umawiają się na konkretną transakcję, a Waldemar W. miał przyjechać wcześniej do kantoru wcześniej jak zawsze, na godzinę 7.30.
J. przesłuchany w tej sprawie na komendzie w Humennem, potwierdził, że owszem rozmawiali w niedzielę telefonicznie i że miał zamiar przyjechać w poniedziałek na zakupy. Zaprzeczył, by 19 kwietnia był umówiony z Waldemarem W. na wymianę większej sumy pieniędzy. Oświadczył też, iż ostatecznie nie pojechał w poniedziałek do Polski, bo po rozmowie z W. przypomniał sobie, że tego dnia musi się zgłosić do urzędu pracy.
W głównej orbicie zainteresowań był też mężczyzna o imieniu V. z Humennego, który wcześniej miał kontakt z bronią oraz kobieta o nazwisku P., która prawdopodobnie przekraczała granicę 19 kwietnia ze znajomą. W kwestii kobiety tylko tyle udało się ustalić. Nie wiadomo, czy była w okolicy kantoru, czy się widziała z zamordowanym, z kim się kontaktowała tego dnia.
Już dzień po morderstwie, przy pomocy słowackich służb, policjanci z KMP w Krośnie i KWP w Rzeszowie przesłuchali w Humennem i Svidniku łącznie kilkanaście osób, które utrzymywały kontakty z zamordowanym. Później przesłuchiwane były inne osoby, które mogły. Wątek słowacki był jednym z najmocniejszych w tej sprawie. Wszystko co można było wyjaśnić wówczas, zostało to wyjaśnione, choć jakieś wątpliwości pozostały.
Wśród Słowaków Waldemar W. miał opinię jako osoba, która daje najlepszą cenę za korony.
Polskie wątki
Sprawdzano także i wątki polskie, osoby, z którymi prowadził interesy, którym mógł "zaleźć za skórę". Jeden z nich dotyczył mieszkańca powiatu sanockiego, który zgłosił napad na siebie na pograniczu powiatów jasielskiego i gorlickiego. Miał wieźć on wtedy większą ilość gotówki, także i należącej do zastrzelonego. Zgłosił napad, którego miała dokonać grupa przestępcza działająca w Krakowie i w okolicach. Zginąć mu miały również przewożone pieniądz. Jak twierdili policjanci, pracujący przy zabójstwie, został on dokładnie "rozliczony" w sprawie zabójstwa, alibi miał mocne. Nie było fizycznych możliwości, żeby w tych godzinach był w Krośnie. Także sprawdzone dokładnie jego powiązania nie naprowadziły na trop zabójcy. W późniejszym okresie nie pojawiły się inne okoliczności, które świadczyłyby, że miał związek z zabójstwem. Podobnie było z innymi mężczyznami, w tym mieszkańcem podkrośnieńskiego miasteczka, z którym również prowadził interesy, a także z mężczyzną, który był Waldemarowi W. winien dość dużą sumę pieniędzy. W tym ostatnim przypadku zobowiązania zostały ostatecznie uregulowane na początku 1999 r.
Przeszukania były prowadzone między innymi w mieszkaniach na terenie Krosna, w dwóch miejscowościach w gminie Miejsce Piastowe, a także w okolicach Przemyśla. Analizowano zapiski zamordowanego, wykazy rozmów telefonicznych. Nie dało to jednak żadnego efektu.
Tajemnicze BMW
Na pewnym etapie śledztwa nieoczekiwanie pojawił się świadek, który w czasie jak doszło do zabójstwa zeznał, iż widział na ul. Słowackiego dwóch mężczyzn w dresach i kurtkach, którzy szli w kierunku ul. Piłsudskiego. Tam wsiedli do BMW na warszawskich numerach rejestracyjnych. Świadek podał litery i trzy cyfry numeru rejestracyjnego. Oczywiście sprawdzono dokładnie i to. Po przeprowadzonych weryfikacjach i eksperymentach, mających na celu uwiarygodnienie tych informacji, policjanci nabrali pewnych podejrzeń co do tej wersji. Na pewno była ona na pewno mniej prawdopodobna od śladu słowackiego.
Blaszki w zamku
O tym, że zabójstwo zostało dobrze przygotowane, poprzedzone zostało dokładnym rozpoznaniem świadczyć może historia z blaszkami w zamkach drzwi fiata 126 p mężczyzny, członka rodziny, który często bywał razem z Waldemarem W. przy otwarciu kantoru. W poniedziałek, 19 kwietnia, po godzinie 7 wyszedł, by uruchomić swojego fiata zaparkowanego przy jednym z bloków na obecnym osiedlu Grota Roweckiego. Nie mógł jednak otworzyć zamka w obydwu drzwiach. Przeprowadzona później ekspertyza kryminalistyczna wykazała, że kanały kluczowe w obydwu bębenkach zostały zablokowane metalowymi, twardymi blaszkami, co uniemożliwiło otwarcie samochodu.
Przerobiony gazowiec
Badania w Centralnym Laboratorium Kryminalistycznym Komendy Głównej Policji wykazały, że łuska została odstrzelona z naboju kaliber 6,35 "Browning" produkcji czeskiej. Prawdopodobnie była to broń gazowa przerobiona na palną. Nie była też raczej wcześniej używana. Strzał został oddany z odległości 40-50 cm w tył głowy.
Śledztwo umorzone
Śledztwo w sprawie zabójstwa Waldemara W. zostało oficjalnie umorzone 29 grudnia 1999 r. Mimo tego, różnego rodzaju czynności sprawdzające były wykonywane w okresie późniejszym. Jak do tej pory nie przyniosły one konkretnych efektów. Akta sprawy liczą siedem tomów. Materiały zostały zebrane na około 1500 kartach.
Czy ktoś coś wie?
Mimo, iż w trakcie śledztwa przesłuchano wielu świadków, sprawdzano wszelkie szczegóły, które się pojawiały w sprawie, prowadzono czynności operacyjne, nie udało się zebrać na tyle pewnych dowodów, by komukolwiek postawić zarzuty.
Może teraz, po ponad 25 latach, ktoś sobie coś może przypomni, skojarzy fakty, czy też uzna, że ma informacje, które mogą pomóc, by rozwiązać zagadkę sprzed lat. Informacje, także ANONIMOWO, można przekazywać pod rzeszowski numer telefonu: 47 8212409 lub 47 8212327 od poniedziałku do piątku w godzinach od 7:30 do 15:30.


Komentarze
Dodaj komentarz