Prokuratura Rejonowa w Krośnie oskarżyła Janusza T. o to, że w swoim budynku mieszkalnym, znajdując się w stanie nietrzeźwości (około 1,8 promila alkoholu), dokonał zabójstwa J. M. Według prokuratury, charakter obrażeń i mechanizm ich powstania, wskazuje, że oskarżony działał ze szczególnym okrucieństwem i zamiarem bezpośrednim.
W pierwszym dniu procesu (23 czerwca br.) Janusz T. nie przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i oświadczył, że nie będzie składał wyjaśnień.

Tragedia rozegrała się w czterech ścianach, bez udziału świadków. Pierwszy niepokojący sygnał otrzymał krewny oskarżonego, który mieszka w województwie dolnośląskim. Po godzinie 20 zadzwonił do niego oskarżony z prośbą o pomoc. Słychać było, że był mocno pijany, miał bełkotliwą mowę.
- Ja to zinterpretowałem, że ktoś go napadł. Kiedy usłyszałem, że w domu na podłodze leży człowiek we krwi, przestraszyłem się i zacząłem dopytywać o szczegóły. Z tego co mówił, zrozumiałem, że napadł go "dryblas", doszło do szamotaniny - mówił w sądzie świadek.
Rozłączył się i zadzwonił do kuzyna do Łączek Jagiellońskich, by ten sprawdził, co się faktycznie stało. Świadek zadzwonił też na numer alarmowy 112 i opisał całą sytuację. Sąd odczytał przebieg rozmowy telefonicznej zarejestrowanej 16 marca ubiegłego roku tuż po godzinie 21. Świadek stwierdził wówczas między innymi, że do Janusza T. "przyszedł duży mężczyzna i mu groził. Wywiązała się jakaś szamotanina. Po prostu uderzył go siekierą, tego człowieka podobno. Tak mi powiedział".
Na pytanie operatora 112 mężczyzna odpowiedział, że Janusz T. uderzył tego człowieka w głowę.
- To, że powiedziałem operatorowi numeru 112 o siekierze, to musiał mi powiedzieć o tym Janusz T. - stwierdził świadek, odpowiadając na jedno z pytań sądu.
Zeznał również, że podczas widzeń w zakładzie karnym, Janusz T. mówił mu, że całego zdarzenia nie pamięta, ale zapamiętał, że sam został uderzony, a kiedy wróciła mu świadomość, to leżał obok zmarłego mężczyzny. Miał się też uskarżać, że podczas zdarzenia 16 marca też doznał obrażeń ciała.

- Przed domem była już grupa osób. Jeden z mężczyzn stwierdził, że on tutaj mieszka i, że zabił człowieka, a mężczyzna leży w kuchni. Słysząc to, założyliśmy mężczyźnie od razu kajdanki. Gdy wszedłem do kuchni, zobaczyłem leżącego mężczyznę, a wokół niego dużo krwi oraz siekierę. Gdy po chwili przyszedł kolega z patrolu z Januszem T., oskarżony powiedział, żeby go nie ratować, bo on już nie żyje - mówił jeden z policjantów.
- Gdy kolega chciał sprawdzić funkcje życiowe leżącego we krwi mężczyzny, zatrzymany odpowiedział wulgarnie, że "po ch... sprawdzać, przecież go zaj..." - dodał drugi z policjantów.
Funkcjonariusze zeznali też, iż w trakcie przejazdu do Komendy Policji w Krośnie, a potem na badania lekarskie do Jasła, zatrzymany mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby był zadowolony z tego, że zabił mężczyznę, mówił o tym z uśmiechem na twarzy, powtarzał to wielokrotnie. Oskarżony twierdził, że ofiara wtargnęła mu do domu, doszło do sprzeczki oraz szarpaniny i zabił mężczyznę siekierą.
Miał też mówić policjantom, że wiele lat mieszkał w USA i tam jest to normalne, że jak ktoś wejdzie na czyjąś posesję, to można go zabić bez żadnych konsekwencji.
Policjanci stwierdzili również, że z biegiem czasu, już w drodze powrotnej z Jasła do Krosna, jakby zaczęło coś do niego dochodzić, co się stało w domu. Mówił, że wiele rzeczy, z tego, co się wydarzyło, nie pamięta.
Kolejną rozprawę zaplanowano na wrzesień br.
Za zarzucany czyn Januszowi T. grozi kara pozbawienia wolności nie krótsza niż 15 lat lub kara dożywotniego pozbawienia wolności. Wobec oskarżonego cały czas stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania.


Komentarze
Dodaj komentarz