Atmosfera to najlepsze określenie koncertu trwającego ponad dwie godziny i zakończonego kilkoma bisami. Takie było spotkanie Starego Dobrego Małżeństwa z publicznością, która szczelnie wypełniła salę widowiskową Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza
W pierwszej kolejności widzowie usłyszeli utwory nowsze, świeższe, tym samym mniej rozpoznawalne, niż te których przywykli słuchać. I nie jest to minus, lecz wielki plus samego koncertu. W warstwie stylistycznej przede wszystkim. Krok w tył i uproszczenie formy do kilku instrumentów pozwoliło zespołowi na zrobienie wielkiego kroku w przód. Może zabrzmi to banalnie, ale w prostocie drzemie niezwykła siła zespołu, który zbłąkanych naprowadza na właściwe szlaki, a znających drogę niesie przez bezkresne szczyty połonin. Dowodem jest niezwykłe solo Bolesława Pietraszkiewicza na gitarze w "stachurowym" utworze "Nie brookliński most", które rozpostarło niesamowitą przestrzeń muzyczną nad odbiorcami. Zasłuchani byli wszyscy. Bez wyjątku. A dźwięki ciszę przeszywały, by słowo nieść, by radość nieść, by być i szczęściem epatować. Pięknie było. Wspaniale w zasłuchanej w tekst i dźwięki sali.

Tłumy na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa

Tuż po wyczerpującej rozgrywce między artystami a publicznością obydwie strony spotkały się, by porozmawiać, podzielić się wrażeniami, otrzymać autograf czy zrobić sobie zdjęcie.

Tłumy na koncercie Starego Dobrego Małżeństwa

I choć widzowie nie odpuszczali, to sceniczne wygi wytrwały do końca. Trwały, aż po szlaku kres.

Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. terazKrosno.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.