Las w przeszłości był mieszkaniem dla ludzi, dawał schronienie partyzantom i rozbójnikom, bywał też miejscem krwawych bitew. W lasach chowano ofiary wielkich epidemii. Dlatego leśne ostępy kryją wiele grobów, o których, prócz leśników, niewielu już dziś pamięta.

Kurhany


Lasy karpackie były widownią licznych wydarzeń historycznych, dlatego znajdujemy tu ogromną różnorodność "leśnych mogił". Najstarsze ślady grobów pochodzą sprzed kilku tysięcy lat, kiedy przez karpackie przełęcze zaczęli podróżować ludzie, posługujący się wymarłymi już językami: trackim, celtyckim czy nawet irańskim. Zakładali na szlaku swych wędrówek osady handlowe, ubezpieczane przez obronne grodziska, takie jak: Wietrzno, Daliowa, Jaśliska, Mymoń czy Odrzykoń. Reprezentowali kulturę i religię ciałopalną, nakazującą prochy zmarłych palić na stosie, zaś urnę z popiołami w trakcie całodziennej ceremonii składać w kamienno-ziemnym kurhanie.

- Bardzo ciekawe cmentarzysko, liczące ponad 100 kurhanów ciałopalnych pochodzących z IX-X wieku, odkryto w lesie Sokolec w Czarnorzekach w pobliżu rezerwatu "Prządki". Te właśnie ostańce skalne, jako niesamowite twory przyrody były nigdyś prawdopodobnie bóstwem - przedmiotem kultu - dla zamieszkującego tu plemienia - opowiada dr Edward Marszałek, rzecznik prasowy Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Kilkanaście kurhanów zostało przebadanych przez archeologów, dając nową wiedzę na temat życia i zwyczajów ludu, wchodzącego prawdopodobnie w skład Państwa Wiślan. Niewielkie (do pół metra wysokości) kopczyki w środku lasu nie budzą niczyjego zainteresowania. Pewne jest natomiast, że pochowano tu szczątki ludzi, którzy przed powstaniem państwowości polskiej żyli na naszej ziemi, zostawiając swój ślad w zarysie grodziska, kurhanowych grobach oraz w ciałopalnym, kutym w kamieniu ołtarzu.

Choleryczne cmentarze


W przeszłości nasz kraj był często nawiedzany przez epidemie. W średniowieczu tzw. "morowe powietrze" powodowało, że znikały z mapy całe wsie i miasta. Ludzi nękała dżuma, czarna ospa i tyfus. Wiek XIX był pod tym względem szczególnie uciążliwy. W roku 1831 w Karpatach szalała cholera, zbierając okrutne żniwo. Propaganda zaborcza kazała wierzyć, że jest to kara za powstańczy zryw Polaków. W obawie przed rozprzestrzenianiem się epidemii Austriacy zabronili chowania ofiar na cmentarzach wiejskich, wyznaczając miejsca pochówków na terenie lasów. Codziennie furmanki zwoziły tu po kilkanaście zwłok. Ci, którzy zajmowali się ich grzebaniem, wkrótce sami byli chowani. Stąd w Beskidzie i na Pogórzu wiele miejsc w lesie nosi nazwę "Cholerne", "Choleryczne", "Meralina" czy "Zaraza".

- W niektórych przetrwały skromne kamienne pomniczki, w innych leśnicy odtworzyli zarys cmentarza, utrwalając to miejsce jako kultowe. Z 1830 roku pochodzi skromny obelisk w lesie Bierska (leśnictwo Odrzykoń, Nadleśnictwo Dukla). W zbiorowej mogile leży tu ponoć kilkuset mieszkańców okolicznych wsi. Już w I połowie XIX wieku ten leśny cmentarzyk znalazł się na rycinie Mateusza Bogusza Stęczyńskiego. Wówczas był tu jedynie krzyż drewniany. W późniejszym czasie mieszkańcy Odrzykonia ufundowali skromny kamienny obelisk, na którym wyryto napis: "Pamiątka cholery 1830 r.". Ogrodzony i zwieńczony krzyżem pomniczek stoi dziś w otoczeniu sześciu wiekowych daglezji stanowiących pomnik przyrody - tłumaczy dr Edward Marszałek.

Cmentarz holeryczny w Księżym Lesie w Krościenku Wyżnym
Cmentarz holeryczny w Księżym Lesie w Krościenku Wyżnym / Krzyż na Brenzbergu - do dziś nie ustalono wszystkich nazwisk lesników, którzy zostali tu zamordowani

Największe żniwo śmierć zebrała jednak w 1847 roku, gdy po pamiętnej rzezi galicyjskiej nastąpił straszny głód - "brat" zarazy. Ofiary epidemii, zgodnie z poleceniem władz cesarskich, chowano w lasach. Jak wspomina w kronice parafialnej Krościenka Wyżnego (teren Nadleśnictwa Dukla) ks. Andrzej Nowina Ujejski w 1847 roku brakło desek na trumny. Zmarłych owijano w słomę, obwiązywano powrósłami i wozem wywożono do wspólnej mogiły w tzw. Księżym Lesie. Wymierały całe rodziny, w ciągu roku pochowano tu ponad 300 osób. Dziś miejsce to znaczy piaskowcowy obelisk z pamiątkową tablicą i krzyżem pochodzącym z tamtych czasów. Wspomniany rok 1847 nie był ostatnim rokiem wielkich epidemii. Powracały one do Galicji jeszcze wielokrotnie, siejąc spustoszenie wśród ludzi. Jedynym śladem tych tragedii są dziś śródleśne cmentarzyki z małymi kamiennymi obeliskami.

Żołnierskie mogiły


W pierwszej wielkiej wojnie, podczas krwawej "bitwy gorlickiej", zginęło ponad 60 tysięcy żołnierzy, co jest liczbą - jak na tamte czasy - olbrzymią. Dla uczczenia pamięci poległych wzniesiono wspaniałe cmentarze, mające przez następne lata przypominać o tragedii wielkiej wojny. Jednak nie wszyscy polegli znaleźli na nich miejsce wiecznego spoczynku. Wielu zostało w lasach i tylko niewielki kopczyk mogiły przez pewien czas znaczył miejsce człowieka na ziemi.
Jeden z ciekawszych wojennych cmentarzy znajduje się na wschód od szczytu góry Kamień (857 m. n.p.m.), zwanej niegdyś Bieszczadem, niemal przy samym pasie granicznym. W latach 1914-1915 toczyły się tu walki pomiędzy Rosjanami i Austriakami o główny grzbiet Karpat. Najbardziej krwawe boje rozpoczęły się 21 listopada 1914 roku, gdy armia carska wyparła Austriaków z Jaślisk. Miasteczko zostało odbite 12 grudnia, ale już na św. Szczepana (26 XII) wrócili Rosjanie. Natarcie rosyjskie na Humenne poprowadził gen. Ławr Korniłow. Cel wprawdzie osiągnął, lecz musiał się później wycofać, ponosząc ogromne straty.

- Właśnie na grzbiecie Kamienia trwały najcięższe walki, w których w starciach na bagnety zginęły setki żołnierzy walczących armii. Swoją gehennę przeszedł tu Andrzej Puchalik, gajowy w dobrach Biskupiach w Jaśliskach, który jako żołnierz armii austriackiej jedną zimę przesiedział w okopach na górze Kamień, patrząc przez prawie pół roku na okupowaną rodzinną miejscowość. Jeszcze niedawno z trudem można było wyróżnić na niewielkiej leśnej polanie zarys zbiorowych mogił sprzed ponad 90 lat. Jesienią 2003 roku turyści z jasielskiej grupy "GIN" wespół z leśnikami z Nadleśnictwa Rymanów uporządkowali cmentarz, ogrodzili go i oznakowali specjalnym krzyżem - mówi rzecznik RDLP w Krośnie.

Cmentarz z I wojny światowej na Chryszczatej
Cmentarz z I wojny światowej na Chryszczatej

Dziś wędrowcy znoszą tu zbierane na szlaku kamienie, budując w ten sposób swoisty kurhan dla bezimiennych bohaterów wojny. Napis na bramie cmentarza głosi: "Każda wojna jest ostatnia" a wiszący w pobliżu, wykonany z łuski armatniej dzwon, od czasu do czasu przypomina o wojennej tragedii ludzi, dla których ta pierwsza wojna okazała się rzeczywiście ostatnią.

Edward Marszałek zaznacza, że tylko na terenie lasów nadleśnictw: Dukla, Komańcza i Rymanów takich cmentarzy można doliczyć się kilkudziesięciu. Przez całe lata stały one zapomniane w leśnej głuszy. Dziś kilkanaście z nich odnowiono. Działacz turystyczny z Krosna, Ryszard Majka, odzyskawszy część oryginalnych krzyży podczas renowacji cmentarza w Łysej Górze, zakonserwował je i we współpracy z leśnikami poumieszczał na zapomnianych żołnierskich nekropoliach w lesie. Pierwsze z nich stanęły w Nadleśnictwie Dukla: pod Królewską Górą (Leśnictwo Węglówka), pod Suchą Górą (leśnictwo Czarnorzeki) i nad słowacką granicą k. Barwinka (Leśnictwo Zyndranowa). Kolejny drewniany krzyż pod szczytem Chryszczatej (997 m.n.p.m.) ustawił leśniczy Andrzej Kaczkowski z Mikowa, układając wokół niego kamienny kurhanik, do którego wędrujący czerwonym szlakiem turyści wciąż dorzucają swoje kamienie pamięci.

Zbiorowa mogiła Żydów dukielskich wymordownych przez Niemców w lesie Błudna
Zbiorowa mogiła Żydów dukielskich wymordownych przez Niemców w lesie Błudna / Mogiła zołnierza września 1939 roku w lesie Popardy Nadl. Dukla

Z kolei II wojna światowa już w początkach września 1939 roku usiała nasze lasy nowymi mogiły. Przez Pogórze Przemyskie wiódł szlak bojowy Armii Karpaty, w której skład wchodził 17 pułk piechoty im. "Ziemi Rzeszowskiej" pod dowództwem pułkownika dyplomowanego Beniamina Kotarby. Po zajęciu Borownicy (teren Nadleśnictwa Dynów) przez oddział polski, Niemcy postanowili odbić wieś z rąk Polaków. Zacięte walki wybuchły 12 września na wzgórzu nad Czarnym Potokiem, niedaleko Borownicy. Po bohaterskiej bitwie pułk gen. Kotarby został rozbity. W walce zginęło kilkudziesięciu żołnierzy wraz z nimi dowódca - wszyscy zostali pochowani bezpośrednio w lesie. Dziś w tym miejscu wznosi się pomnik. Pozostała część żołnierzy rozproszyła się po okolicznych lasach, niektórzy z nich trafili później do niewoli sowieckiej, a wielu zaginęło. W tak tragicznych okolicznościach zakończyła się historia pułku powstałego w 1918 roku.
Nieco wcześniej, bo 10 września, w podsanockich Bykowcach rozegrała się głośna potyczka VI Pułku Strzelców Podhalańskich z Sambora z oddziałami niemieckimi. Plutonem karabinów maszynowych w samodzielnym batalionie dowodził tu ppor. rez. Marian Zaremba, który niecałe trzy miesiące wcześniej uzyskał tytuł inżyniera leśnictwa na Wydziale Rolno-Lasowym Politechniki Lwowskiej. Jego oddział rozlokowano wzdłuż linii Sanu pod Sanokiem. Tu bronił się do ostatniego naboju, po czym ujęty przez Niemców, został zamordowany. Wraz z nim zginął inny leśnik, Leon Urbaniak - "leśniczy z gór", jak napisał o nim towarzysz broni w liście do rodziny. Ich ciała spoczywają na miejscowym cmentarzu pod lasem, a przy pomniku im poświęconym odbywają się coroczne uroczystości patriotyczne współorganizowane przez Nadleśnictwo Brzozów.
Podczas II wojny światowej las był prawdziwą "zieloną twierdzą". Leśniczówki i gajówki pełniły rolę kwater partyzanckich i punktów kontaktowych. Tak też było i na naszym terenie. Wielu ludzi lasu straciło tu życie działając w podziemiu. Do tych aktywnych należał Zygmunt Sikorski, inżynier leśnik, leśniczy w leśnictwie Brzyska Wola w Ordynacji Potockich (obecnie Nadleśnictwo Leżajsk). Zginął od partyzanckiej kuli, skierowanej do obersturmbahnfűrera Knűsslinga w dniu 1 sierpnia 1943 r. Kulisy tej leśnej tragedii długo czekały na ujawnienie. Dziś w miejscu śmierci leśniczego Sikorskiego, przy leśnym dukcie, znajduje się krzyż z emblematem Polski Walczącej.

Grób por. Mariana Zaremby w Bykowcach
Grób por. Mariana Zaremby w Bykowcach, Nadleśnictwo Brzozów

- Nie brakło też leśników wśród beskidzkich kurierów przeprowadzających ludzi przez Karpaty. Jednym z nich był Wojciech Grodziński, inżynier leśnik, leśniczy w lasach Biskupstwa Przemyskiego w Jaśliskach (Nadleśnictwo Rymanów). Wzięty do niewoli w kampanii wrześniowej 1939 r. uciekł Niemcom i powrócił w rodzinne strony. Jako kurier beskidzki wielokrotnie przeprowadzał ludzi przez Przełęcz nad Czeremchą na południową stronę Karpat. W 1942 roku za swą działalność aresztowany przez Niemców, zmarł w obozie koncentracyjnym w Oranienburgu. W tym samym obozie, rok później zmarł inny kurier beskidzki, leśniczy z Równego k. Dukli Wojciech Karnia - wspomina Edward Marszałek.

Na terenie Bieszczadów funkcjonowały również trasy kurierskie. Obsługiwał je Jakub Pałasiewicz - leśniczy w Balnicy w majątku Kraińskich. Aresztowany za swą działalność przez Niemców, trafił do Oświęcimia, gdzie 5 III 1941 roku został zamordowany. Nie można dziś znaleźć ich grobów. Jedynie pomnik "Kurierom beskidzkim" w Jasielu (Nadleśnictwo Rymanów) na terenie rezerwatu "Źródliska Jasiołki" przypomina o ich życiu i działalności. Wielu innych straciło w tej wojnie życie. Wiosną 1944 roku za działalność w AK aresztowanych zostało dwóch leśników z okolic Ustrzyk Dolnych: leśniczy Józef Wilk - ps. "Dzik" i gajowy Marian Zachariasz. Obydwaj zostali rozstrzelani przez Niemców w dniu 27.07.1944 roku w Zagórzu pod lasem w przysiółku Hanusiska, w tzw. "Sosenkach" i pochowani w zbiorowej mogile pod lasem (Nadleśnictwo Lesko). Jednak najwięcej istnień ludzkich pochłonęła bitwa o Przełęcz Dukielską, jedna z największych bitew górskich podczas II wojny światowej. Pociągnęła ona za sobą ponad 134 tysiące ofiar wśród walczących wojsk. Nie nadążano chować poległych. Ich szczątki długo straszyły po karpackich lasach, aż wreszcie zrosły się z ziemią. Zdarzy się jednak jeszcze, że znaleziony pod dywanem jeżyn hełm żołnierski okrywa czaszkę leżącą wprost na leśnej ściółce. Choć minęło już ponad pół wieku, lasy pomiędzy Duklą a Żmigrodem są wciąż wielkim odkrytym grobem, w którym wielu bohaterów spoczęło na zawsze bezimiennie.

Miejsca kaźni


Ostatnia wojna przyniosła niespotykane nigdy wcześniej przejawy pogardy dla ludzi. Niemcy unicestwili całą społeczność polskich Żydów, wywożąc ich do lasu i bestialsko mordując. W wielu miasteczkach Podkarpacia Żydzi stanowili duży odsetek mieszkańców. Dziś przypominają o tych faktach miejsca zbrodni, takie jak na terenie rezerwatu "Bór" w Nadleśnictwie Głogów Małopolski. Niemcy wymordowali tu około 5 tysięcy Żydów. W 1942 roku przywożono ich z likwidowanych gett w Rzeszowie i Głogowie - bestialsko zamordowanych pochowano w dwóch potężnych zbiorowych mogiłach. Dziś wznosi się tu pomnik. W tym samym lesie, nieopodal znajdziemy zbiorowy grób Polaków, których ponad 300 rozstrzelali i pochowali w lesie gestapowcy w latach 1939-1944, przywożąc tu więźniów z rzeszowskiego zamku. W tym samym lesie w 1945 roku funkcjonariusze UB zamordowali Władysława Kojdera, działacza ludowego i polityka.
Zbiorowe mogiły spotkać można również w Beskidzie Niskim. Mały obelisk w lesie Błudna (Nadleśnictwo Dukla) wskazuje miejsce, gdzie we wspólnej mogile leży 650 mieszkańców Dukli wyznania mojżeszowego. Podobny pomnik w kształcie macew znajdziemy na górze Hałbów, gdzie Niemcy rozstrzelali 1250 Żydów ze Żmigrodu i okolicy. Podobny los spotkał Żydów z Leska, Rymanowa, Lutowisk, Korczyny i wielu, wielu innych miejscowości. Podkarpackie lasy kryją ich szczątki.
Możemy się również natknąć w leśnym pustkowiu na groby bojowników o polskość, których przywożono tu z gestapowskich katowni Jasła, Krakowa czy Sanoka, by pod osłoną lasu i nocy rozstrzelać i zakopać w zbiorowych mogiłach. Spotkacie je w Warzycach pod Jasłem, na Gruszce nad Leskiem czy w Lesie Grabińskim pod Iwoniczem Zdrojem. Spoczywają tu ci, którzy nie zginęli w walce, lecz zostali zamordowani za to, że byli Polakami. Las im szumi "wieczne odpoczywanie".

Obelisk na  Brenzbergu upamiętnia śmierć 74 Polaków z rąk UPA
Obelisk na Brenzbergu upamiętnia śmierć 74 Polaków z rąk UPA

W walkach z UPA


Wielu ludzi na Podkarpaciu straciło życie już po zakończeniu wojny; w czasach, gdy na innych obszarach kraju trwało już normalne życie. Tu przez kilka powojennych lat działały nacjonalistyczne bojówki Ukraińskiej Powstańczej Armii. Z ich rąk zginęło wielu ludzi, w tym również dziesiątki podkarpackich leśników. Tę tragiczną listę otwiera Kazimierz Gołębiowski, leśniczy leśnictwa Brylińce (Nadleśnictwo Krasiczyn). Wiosną 1944 roku wracającego do domu w drodze z Przemyśla do Bryliniec pojmała sotnia UPA. Słuch o nim zaginął, nigdy nie znaleziono ciała. Jego brat, leśnik Tadeusz Gołębiowski, ufundował na cmentarzu w Zawadce k. Ropienki symboliczny grób z napisem "Kazimierz Gołębiowski, 1923-1945, zamordowany w lasach Rybotycze". W dniu 6 sierpnia 1944 roku podczas rzezi Polaków w Baligrodzie dokonanej przez sotnię "Bira" zamordowani zostali: Wojciech Berda, leśniczy w Bystrem k. Baligrodu i Zygmunt Borek-Prek, adiunkt leśny w Baligrodzie, przewodnik oddziału partyzanckiego. Ciała pochowano w parku dworskim i dopiero w latach 70-tych ekshumowano. Dziś ich szczątki spoczywają na cmentarzu w Baligrodzie w zbiorowym grobie wraz z czterdziestoma innymi ofiarami mordu. W czasie wojny czynnym członkiem ruchu oporu był Michał Daraż, gajowy w leśnictwie Śliwnica. W leśniczówce dawał schronienie partyzantom oraz grupie desantowej spadochroniarzy radzieckich. Juz po zakończeniu wojny, jako gajowy był przewodnikiem polskiego oddziału pościgowego za resztkami sotni UPA i w czasie tej akcji został ujęty przez banderowców. W dniu 7 czerwca 1947 roku bestialsko zamordowany wraz z 7 innymi cywilami w leśnym uroczysku. Ciała pomordowanych spoczęły po wojnie we wspólnej mogile na cmentarzu w Dubiecku, natomiast w miejscu kaźni stoi dziś skromny krzyż. Tragicznie zginął też Franciszek Król z Tarnawy Niżnej, absolwent Szkoły Leśnej w Bolechowie, legionista w stopniu starszego sierżanta, leśniczy w Jasynowie k. Tarnawy Niżnej. W jego leśniczówce przed terrorem UPA znalazło schronienie kilka rodzin kolejarzy i leśników z okolic Turki. Wszyscy - 18 osób - zostali w bestialski sposób zamordowani przez UPA w debrach k. Mucznego.
Martyrologium leśników podkarpackich liczy 200 nazwisk, z tego ponad połowa zginęła z rąk UPA lub ukraińskich bojówek. Przy wielu nazwiskach tragicznie zmarłych leśników znajdujemy notki: "powieszony przez UPA", "zamordowany toporem, ciało wrzucono do studni przy leśniczówce...", "uprowadzony przez UPA - ciała nie znaleziono".

- Kilka lat temu poszukiwacze militariów w lesie na Chryszczatej odkryli przełamaną na pół blachę odznaki służbowej "Straż Lasowa" z orłem w koronie. Być może należała do jednego z uprowadzonych do lasu i zamordowanych tu leśników z Duszatyna, a jako symbol polskości została przez oprawców zniszczona? Może to jedyny ślad który po nich pozostał mówi rzecznik RDLP w Krośnie.

Pamiątki dawnych wsi


Na obszarze Bieszczadów, Beskidu Niskiego, południowego Roztocza i Pogórza wojna trwała wyjątkowo długo. Ludzie strzelali do siebie jeszcze w 1948 roku, by wreszcie pozostawić po sobie pustkę... i cmentarze, gdyż tylko one zostały jako pamiątki po niektórych z wyludnionych wsi. Ich dawne grunty często zalesiono a wiele z tych wiejskich nekropolii znalazło się na terenach Lasów Państwowych. Zarastające chaszczami, zapomniane, trwają wchłonięte przez las. Na turyście, który na nie trafia wywierają nieodmiennie wielkie wrażenie, przypominając o tym, że mieszkali tu niegdyś Łemkowie, Bojkowie, Ukraińcy i Polacy, których zawierucha dziejowa wygnała z rodzinnych miejscowości.
Ogromne wrażenie wywiera też zagubiony wśród lasów Roztocza Południowego cmentarz po nieistniejącej dziś wsi Stare Brusno. Jego teren wraz z kilkuset nagrobkami, z których najstarsze pochodzą z II połowy XVII wieku, porósł lasem przez ostatnie dziesięciolecia. Przybywający tu wędrowiec może odnieść wrażenie, jakby odkrywał ślady zaginanej w dżungli cywilizacji. Spośród gąszczu krzewów wyzierają piaskowcowe krzyże i obeliski o pięknej ornamentyce, niespotykanej wśród domorosłych kamieniarzy. Od połowy XVI wieku istniał tu bowiem prężny ośrodek kamieniarski. Mieszkańcy Brusna z surowca pozyskanego w miejscowym kamieniołomie wyrabiali kamienie młyńskie i żarna, brusy kowalskie (stąd nazwa wsi) oraz kamień ciosany dla celów budowlanych. Jednak największą sławę miejscowym mistrzom przyniosły pięknie zdobione nagrobki i kapliczki. Do dziś wyroby z tutejszych warsztatów można spotkać od Lwowa (Cmentarz Łyczakowski) po Kolbuszową i Zamość. Niestety, w wyniku powojennych wydarzeń wieś Brusno przestała istnieć, jej mieszkańców wysiedlono a jedyne, co pozostało, to trwalsze od ludzkiego życia - krzyże.

- Bywało, że nazwisko poległego wyryto na korze buka i drzewo to stawało się pomnikiem nagrobnym. Czasami też posadzony na mogile barwinek rozrósł się w kolorowy kobierzec i dziś stanowi jedyny dowód zaświadczający o miejscu pochówku. Po krzyżu często nie ma śladu, a jeśli nawet postawiono go na nowo, to ten nowy "nie pamięta już, kto pod nim śpi...". Są w podkarpackim lesie i takie cmentarze - kończy dr Edward Marszałek.

Dofinansowano ze środków Lasów Państwowych
RDLP w Krośnie

Zobacz również:


Nikt jeszcze nie skomentował. Bądź pierwszy!

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników portalu. terazKrosno.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.